Nie jesteśmy maniakami bezpiecznych miejsc. Szukamy nieustannie ciekawych przestrzeni, w których nasz teatr będzie czuł się jak w domu. W czerwcu dwukrotnie graliśmy Oddzwonimy do pana w miejscach, w których trudno by się spodziewać teatru - w parku i w klubie muzycznym.
Spektakl plenerowy to duże wyzwanie, gdy gra się bez mikrofonów, a do oganięcia ma się scenę kilkukrotnie większą niż zazwyczaj. Oddech, który trzeba złapać, ilość kroków do pokonania, to wszystko daje zupełnie nowe spojrzenie na proces przygotowania spektaklu w tych samych, bezpiecznych przestrzeniach. I widz, który musi wybrać pomiędzy naszą grą, rozmową z przyjaciółmi, śpiewem ptaków i niedległymi atrakcjami, jak gorąca grochówka, czy aparat do oznaczania tkanki tłuszczowej. Otwarta przestrzeń uczy pokory, ale i bardziej cieszy, gdy po trzech kwadransach gry publiczności jest więcej niż na początku.
Zupełnie inaczej było w ubiegły piątek, gdzie daliśmy mocno eksperymentalny spektakl - bez wielkiego nagłaśniania, dla garstki znajomych, w przestrzeni, w której mogliśmy ściskać sobie dłonie z publiką bez wstawania z krzeseł. Takiej intymności nie moglibyśmy doświadczyć w WOKu, czy w klasycznym teatrze. Kiedy od widza nie dzieli Cię nic, ani scena, ani światło, ani przestrzeń, nie ma miejsca na udawanie, na jakąkolwiek nieprawdę. Jeśli płaczesz, to prawdziwymi łzami, jeśli się śmiejesz, to się śmiejesz. Nie ma miejsca na oszustwo, gdy ktoś zagląda ci w oczy.
Nam się taka intymność bardzo spodobała, widzom chyba także. Postaramy się częściej w taki sposób zaprzyjaźniać z naszymi odbiorcami. Zwłaszcza, że zawsze można zostać z widzami na kawie i długo porozmawiać o tym, co się przed chwilą stało.
Zobaczcie zdjęcia Romana Lipigórskiego z naszego występu w AQQ na Facebooku
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz