poniedziałek, 3 czerwca 2013

"Oddzwonimy do pana" - wyznania reżysera

Muszę przyznać, że Łukasz Szteleblak postawił przede mną nie lada wyzwanie. Przysłał na konkurs historię niezwykle trudną do przeniesienia na scenę amatorską, gdzie nie ma Gajosów, Budzisz-Krzyżanowskich, ani Łomnickich. Były w naszym konkursie sztuki łatwiejsze, które trzeba było tylko lekko dotknąć tu i tam i początkowo nie byłem zbytnio szczęśliwy ze zwycięstwa Oddzwonimy do pana, bo wiedziałem ile ciężkiej pracy przede mną. Ale satysfakcja i duma z efektu, jaka rozpiera mnie w przeddzień premiery, nagradza z nawiązką trud włożony w przygotowanie.

Jak oderwać aktorów od stołu? Jak zmniejszyć ilość słów, a nie zgubić sensu i charakteru tekstu? Jak przedstawić na jednej scenie dwa oddzielne pokoje? I wreszcie, na jak dużo mogę sobie pozwolić przy ingerencji w tekst? Oto kardynalne pytania, na które musiałem sobie odpowiedzieć podczas pracy z Oddzwonimy do pana.

Zobacz: O bezrobociu na scenie

A potem wziąłem długopis, mazak i zakasałem rękawy. Na początek zburzyłem niewidzialną ścianę pomiędzy aktorami i widzami, przeskoczyłem przez proscenium i wylądowałem między krzesełkami na widowni.
Problemy bohaterów uwolniły się z gorsetu drewnianych desek podwyższenia, bo to problemy, które każdy z nas ma, miał lub będzie miał. Przed nimi nie można uciec. Dylematy nakreślone przez Szteleblaka prędzej czy później dopadną każdego. Tak tak, Ciebie też!

Jako czytelnik podziwiam tekst dramatu, jako reżyser nienawidzę. Długie, niosące wiele informacji kwestie nadają się do popisów aktorskich, ale nie na scenę teatru amatorskiego, gdzie więcej jest pasji i serca niż aktorskiego kunsztu. Dlatego serce mi się krajało po wielokroć, ale ciąć musiałem. Bez litości dla siebie i autora, z korzyścią dla przedstawienia. Nie martwcie się jednak, poza słowem mamy jeszcze w teatrze ruch, głos i gest. To, czego nie powiedzieliśmy, pokażemy.

Szukam swojej drogi reżyserskiej. I ślad tych poszukiwań będzie widoczny wyraźnie w piątek, 7 czerwca. Będzie mnóstwo rzetelnego teatru i szczypta eksperymentu. Te poszukiwania wydają mi się szczególnie cenne. Nie byłyby możliwe, gdyby Oddzwonimy do pana było inną sztuką, bardziej „teatralną”. Dziękuję Łukaszowi Szteleblakowi za to, że napisał świetny tekst, w którym było mnóstwo rzeczy do zrobienia, żeby tekst stał się równie świetnym przedstawieniem. Przede wszystkim jednak dziękuję aktorom, którzy pozwolili mi na moje poszukiwania. A często było tak, że na próbie we wtorek musieli grać zupełnie inaczej niż ćwiczyli w poniedziałek. Wiem coś o tym, bo sam też gram.

Zapraszam na premierę, warto!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz